Tydzień temu, w sobotę wieczorem zadzwonił do mnie mój teść ze smutną informacją o śmierci jego kolegi z Koła Pszczelarskiego w Oświęcimiu – Pana Józefa Nowaka (ur. 1933). Miałem okazję poznać p. Józefa w listopadzie 2017 roku. Bardzo żałuję, że historię naszego spotkania opisuję dopiero teraz, po kilku latach i jej głównemu bohaterowi nie będzie już dane jej przeczytać.
W poniższym opracowaniu wykorzystałem fragmenty wspomnień p. Józefa opublikowane na stronie Stowarzyszenia Auschwitz Memento (LINK; tekst wyróżniony jako cytat), zdjęcia z jego archiwum prywatnego, zdjęcie z moich zbiorów oraz zapiski naszych rozmów z tamtego czasu.
11 listopada 2017 roku w obchodach Święta Niepodległości na Placu Kościuszki w Oświęcimiu brała udział delegacja tutejszego Koła Pszczelarskiego, w skład której wchodził mój teść oraz p. Józef Nowak. W uroczystościach uczestniczył również mój tata. Przypadek sprawił, że spotkali się we trójkę. Mój tata rozpoznał p. Józefa, ponieważ jako dziecko odwiedzał ze swoją mamą jego rodzinę w Brzezince. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie okoliczności w jakich historia połączyła losy obu rodzin. O spotkaniu dowiedziałem się niedługo później. Moją ciekawość rozbudził fakt, że p. Józef w czasie II wojny światowej i zaraz po niej mieszkał w moim domu rodzinnym w Oświęcimiu. Z pomocą teścia szybko udało mi się go tam zaprosić na rozmowę. Jako, że duża część wspomnień p. Józefa pokrywa się z jego relacją opublikowaną na stronie Stowarzyszenia Auschwitz Memento, postanowiłem że przytoczę jej fragmenty i uzupełnię dodatkowymi informacjami. Jak relacjonował p. Józef:
Mój ojciec był kolejarzem. Na kolei zarabiał dobrze, więc wykupił działki koło domu w Brzezince i w ten sposób gospodarstwo urosło do ponad 6 h. Mama była gospodynią domową i prowadziła dom razem ze swoją mamą, a moja babcią.
Pamiętam wybuch wojny. Babcia skądś wróciła i powiedziała, że trzeba uciekać, bo idą Niemcy. Zabrała krowy i poszła do naszej rodziny Kubiców, na Stare Stawy, gdzie już została. Ojciec uciekał z kolejarzami, a mama z nami, trójką dzieciaków, uciekała aż pod Łańcut. Tam przygarnęła nas jedna rodzina. Później dostaliśmy się do Przeworska, skąd pociągiem wróciliśmy do Oświęcimia (…).
Matką p. Józefa była Julia Nowak (z domu Bratek). Wspomniana babcia to Agnieszka Bratek (z domu Kubica).
(…) W Brzezince, w rodzinnym domu mieszkaliśmy aż do wysiedlenia. Wiosną 1941 roku Niemcy zaczęli wysiedlać z terenów, na których miał powstać nowy obóz – Birkenau i wsi do niego przylegających. W Brzezince, Babicach, Broszkowicach, Rajsku i Harmężach pojawiły się ekipy, które znaczyły poszczególne domy.
Wysiedlono nas do miasta, na ulicę Jagiellońską (…).
W taki oto sposób p. Józef Nowak trafił do mojego domu rodzinnego. Mieszkała w nim wówczas moja prababcia Karolina Karolus, jej siostra Waleria Jurzak, moja babcia Lidia i jej brat Adam. Rodzina p. Józefa zajęła dwa pomieszczenia – kuchnię i pokój na parterze. Z tamtego czasu zachowało się kilka zdjęć. Prezentuję je na końcu tego wpisu.
(…) Krótko tam mieszkaliśmy, gdyż pojawił się Niemiec, dyrektor poczty, dla którego trzeba było zwolnić to mieszkanie. Wysiedlono nas więc ponownie. Tym razem na Stare Stawy, gdzie pozostaliśmy aż do końca okupacji (…).
Precyzując, dyrektor poczty nie zajął tylko mieszkania, ale cały dom. Rodzina mojej prababci również została wówczas wysiedlona na ul. Stolarską w Oświęcimiu. Kamienica, w której zamieszkała, nie zachowała się do obecnych czasów. Natomiast dom, do którego przesiedlono rodzinę p. Józefa znajdował się w okolicach obecnego ronda w ciągu ul. Jagiełły przy nowym moście, jadąc w kierunku na Kęty po prawej stronie. Również on nie przetrwał próby czasu.
(…) Na Starych Stawach zamieszkaliśmy u państwa Janusów, których potem Niemcy wywieźli do jakiegoś obozu w okolicach Raciborza (mój ojciec jeździł tam do nich czasem, woził im paczki). W miejsce Janusów wprowadzili się pani Nosal i Stanisław Ledwoń, który był maszynistą kolejowym.
Na Stawach zajmowałem się hodowlą królików. Miałem ich około 50, ale jak spadła bomba, to zostały mi tylko trzy.
Ukrywała się u nas jedna pani, która przed wojną była sekretarzem sądu w Wadowicach. Miała na imię Wala, ale nazwiska nie znam. Jak Niemcy przychodzili na rewizję, mama szybko biegła do szopy udając, że coś tam robi, aby ostrzec Walę. Szyła nam różne ciuchy na maszynie, a my mówiliśmy do niej „mamo”. Przetrwała u nas wojnę (…).
Jak potwierdziłem w czasie spotkania, wspomniana w relacji „Wala” to Waleria Jurzak, siostra mojej prababci Karoliny Karolus. Waleria nigdy nie założyła swojej rodziny i mieszkała w domu swojej siostry. Przed wojną pracowała w sądzie w Wadowicach i z tego powodu w czasie okupacji była poszukiwana przez Niemców. W pamięci p. Józefa zachowała się, jako miła i spokojna osoba. Osobiście zawdzięczał jej, że nauczyła go czytać.
(…) Wydaje mi się, że ojciec był zaangażowany w jakąś konspiracyjną działalność. Pamiętam, że co wieczór przychodził do nas Stanisław Szczerbowski, zamykali się razem i coś długo omawiali do późnej nocy. Przed zakończeniem wojny zapowiadał nam, że to nie będzie prawdziwe wyzwolenie, bo Polska znajdzie się pod panowaniem sowieckim. Wiedział, co mówi.
Niedługo po tzw. wyzwoleniu do naszego domu zajrzał milicjant, po czym szybko zniknął. Po chwili do domu weszli żołnierze radzieccy i zabrali ojca. Nie było go wiele miesięcy, nie wiedzieliśmy, co się z nim dzieje (…).
Odnośnie tak zwanego „wyzwolenia” Pan Józef w rozmowie ze mną dodał: „Jak wkroczyli Rosjanie, dom zajęli na kuchnię. Obok domu stały dwie armaty z których strzelali. Ekscesów nie było. Rosjanie spali w domu na łóżkach. My w osobnej izbie na ziemi. Jedna sąsiadka coś im nagadała i chcieli ją zastrzelić.” Zaraz po ustąpieniu Niemców pod koniec stycznia 1945 roku, moja prababcia wróciła do swojego domu na ulicy Jagiełły. Niedługo później zaproponowała rodzinie p. Józefa, aby u niej ponownie zamieszkała. Zaproszenie zostało przyjęte.
Wydarzeniem z roku 1945, które najbardziej utkwiło w pamięci p. Józefa był powrót i śmierć ojca.
(…) Wrócił dopiero w grudniu 1945 roku, straszliwie schorowany i wycieńczony. Okazało się, że Sowieci wywieźli go do jakiegoś obozu na Uralu. Tam ojciec musiał jeść korę z drzew, bo nie było co do ust włożyć. Za obrączkę i zegarek jakiś Rosjanin dał mu dwa ziemniaki. Przed śmiercią ojciec opowiadał, jak 30 tysięcy więźniów wypuścili do domu. Szli miesiąc piechotą do najbliższego dworca kolejowego. Zmarł w Boże Narodzenie 1945 roku (…).
Ojciec p. Józefa, był jego imiennikiem. Urodził się w 1900 roku w Wilamowicach. Szybko udało mi się ustalić, że 2 kwietnia 1945 roku trafił on do obozu jenieckiego nr 523 w Obwodzie Swierdłowskim na Uralu (okolice Jekaterynburga). Został zwolniony 5 listopada 1945 roku. Powrócił „na Mikołaja” tego samego roku. Niestety zaszkodziły mu za mocne zastrzyki na osłabiony organizm i zła dieta (zjadł kiełbasę, a mógł tylko kaszki i kleiki). Zmarł dokładnie 25 grudnia 1945 roku, w moim domu rodzinnym w Oświęcimiu. Jak wspominał Pan Józef w czasie naszego spotkania, nigdy nie sądził, że przyjdzie mu odwiedzić jeszcze dom, w którym zmarł jego tata…
Rodzina Pana Józefa mieszkała na ul. Jagiełły do 1946 roku, po czym przeniosła się do Brzezinki.
Na koniec przedstawiam jeszcze kilka zdjęć.
Zdjęcie nr 1. Józef Nowak ze swoimi siostrami przy studni Karolusów za domem na ul. Jagiełły:
Zdjęcie nr 2. Rodzina Józefa Nowaka na ławce w ogrodzie Karolusów za domem na ul. Jagiełły. Dorośli od lewej: Julia Nowak (matka p. Józefa), Agnieszka Bratek (babcia p. Józefa), siostra Julii Nowak. Dzieci to Józef Nowak z siostrami.
Zdjęcie nr 3. W ogrodzie Karolusów za domem na ul. Jagiełły. Dorośli od lewej: Karolina Karolus (moja prababcia), Julia Nowak (matka Józefa), Waleria Jurzak (siostra Karoliny), siostra Julii Nowak. Dzieci to Józef Nowak z siostrami.
Zdjęcie nr 4. Karolina Karolus z siostrą Józefa Nowaka w ogrodzie.
Zdjęcie nr 5. W domu na ul. Jagiełły. Od lewej Karolina Karolus, Lidia Leśniak (z d. Karolus, moja babcia), Agnieszka Bratek (babcia p. Józefa).
Zdjęcie nr 6. Dom na Starych Stawach, do którego przesiedlono rodzinę Nowaków i w którym ukrywała się Waleria Jurzak.